Jakow Krotov
Jakow Krotow, ur. 1957, rosyjski historyk Kościoła, publicysta, kapłan Apostolskiej Cerkwi Prawosławnej, która wywodzi się z nielegalnej w czasach radzieckich Cerkwi katakumbowej. Uczeń i duchowy spadkobierca ojca Aleksandra Mienia - charyzmatycznego duszpasterza, teologa zaangażowanego w dialog ekumeniczny, który został zamordowany przez "nieznanego sprawcę" w roku 1990.
Jakie jest rosyjskie prawosławie, 2002
"Monachijski" Papież, 2006
Antychrześcijaństwo, 2004.
Jakie jest rosyjskie prawosławie
Gazeta Wyborcza.
Rosyjskie prawosławie wygląda dziś jak porcja waty cukrowej
- w środku jest cienki patyczek, czyli garstka głęboko wierzących,
a wokół kłęby waty, czyli ludzie, którzy tylko mówią o prawosławiu
Na nocne nabożeństwo w ostatnią Wielkanoc do 300 cerkwi prawosławnych
w Moskwie przyszło 150 tys. ludzi. Następnego dnia odsypiali udział
w długiej liturgii. W pierwszy dzień świąt 3 mln moskwian, którzy
na co dzień nie chodzą do cerkwi, pojechało na cmentarze wspominać
zmarłych. Władze miejskie wysłały specjalne oddziały milicji do
ochrony cerkwi w nocy, a w ciągu dnia specjalne autobusy do przewozu
ludzi na nekropolie.
Jednak w Moskwie mieszka 10 mln ludzi. Ponad połowa z nich
nie uczciła ostatnich świąt zmartwychwstania religijnie, choć Moskwa
jest ponoć bardziej religijna od reszty kraju. Nasuwa się smutny
wniosek, że zamiast religijności w Rosji dominuje dziś praktyczny
ateizm.
Prawosławie to narodowość
Głęboko religijni prawosławni odwiedzają cmentarze nie w
samą Wielkanoc, jak większość moich rodaków, ale dziesięć dni po
niej. Prawdziwie wierzący nie piją też na grobach wódki, jak robi
to większość Rosjan. Kto sam pije lub stawia na grobie kieliszek
z kawałkiem chleba, jest nieświadomym poganinem, wskrzeszającym
stary obyczaj słowiański.
Większość nieświadomych pogan, podobnie zresztą jak większość
równie bezrefleksyjnych ateistów, deklaruje w sondażach, że są prawosławni.
Stopniowo jednak procent prawosławnych się zmniejsza. W połowie
lat 90. przynależność do prawosławia deklarowało 80 proc. Rosjan,
teraz jest ich nieco więcej niż 50 proc. Ludzi, którzy chodzą do
cerkwi przynajmniej raz w miesiącu, jest ledwie 5 proc. Wielu deklarujących
się jako prawosławni mówi, że nie wierzy w Boga. Prawosławie oznacza
dla nich narodowość, przynależność do określonej kultury, ale nie
wiarę.
Jeszcze na początku lat 90. patriarcha Aleksy II, mówiąc
o sile swojego Kościoła, lubił powoływać się na badania socjologiczne.
Dziś woli mówić bardziej abstrakcyjnie, że "prawosławnymi są wszyscy,
którzy mają korzenie prawosławne". A "korzenie prawosławne" zdaniem
Aleksego to nie tylko przodkowie, ale po prostu uznanie kultury
rosyjskiej za swoją.
W ciągu ostatnich 10 lat wolności religijnej liczba parafian
wzrosła ponaddwukrotnie, liczba parafii - kilkakrotnie więcej. Patriarchat
moskiewski ma dziś 14 tys. parafii i 15 tys. księży (średnio na
jednego księdza przypada od 100 do 500 praktykujących wiernych).
W porównaniu z czasami ZSRR Cerkiew jest więc liczna, ale to ciagle
mało nawet w porównaniu z tymi krajami Zachodu, które uważa się
za bardzo zlaicyzowane.
Kij i laseczka
Prawosławie często odgrywa w Rosji rolę kija. W 1997 r. patriarcha
doprowadził do przyjęcia przez Dumę ustawy o wyznaniach religijnych,
która mocno ogranicza prawa nieprawosławnych, przede wszystkim nowych
ruchów religijnych. W praktyce władze posuwają się jeszcze dalej,
niż pozwala na to ustawa. W Moskwie zabroniono np. działalności
Armii Zbawienia, argumentując, że to "organizacja militarna". Ograniczane
są przede wszystkim prawa tych wyznań, które przyciągają najwięcej
nowych członków. Dyskryminowani są więc przede wszystkim adwentyści
i mormoni, którym mimo to co roku udaje się podwajać liczbę wiernych.
Katolicy są pod tym względem dużo mniej aktywni, więc nie stwarza
im się wielkich utrudnień, gdzieniegdzie tylko mają kłopoty z odzyskaniem
świątyń zbudowanych jeszcze przed rewolucją. Nie bardzo cierpią
też dość pasywni luteranie i baptyści.
Ludzie, którzy używają prawosławia jako kija, sami zazwyczaj
nie chodzą do cerkwi albo robią to rzadko. Są to przede wszystkim
urzędnicy komunistyczni starej daty, którzy pod rządami Chruszczowa
ochoczo walczyli z "sektantami", jak się wówczas określało ludzi
wierzących. Nawet zarzuty wysuwane przez nich pod adresem baptystów
czy katolików pozostają takie same jak kiedyś, że np. odciągają
ludzi od tradycji narodowej albo że pod pretekstem chrześcijaństwa
sączą niemiecką lub polską propagandę.
Większość polityków, ludzi kultury czy biznesmenów chętnie
opiera się o religię jak o laseczkę. Nie chodzi tu o pozyskanie
sympatii wyborców poprzez deklaracje swojej religijności, bo jak
dotąd żadnemu z polityków odwołujących się wyłącznie do prawosławia
nie udało się odnieść sukcesu. Ważny jest jednak gest mówiący, że
popiera się "naszą religię".
Wspierając demonstracyjnie prawosławie, politycy sięgają
zazwyczaj nie do własnej kiesy, lecz do pieniędzy państwowych. Dużo
na odbudowę świątyń dają państwowe i półpaństwowe koncerny wydobywające
ropę i gaz. Na swoich terenach finansują budowę nowych świątyń,
gdzie indziej fundują ozdoby lub sprzęt liturgiczny. Były premier
i szef Gazpromu Wiktor Czernomyrdin doprowadził na przykład do budowy
cerkwi we wsi, w której przyszedł na świat. Urzędnikom takim jak
on prawosławie w pewnym sensie zastąpiło ideologię komunistyczną.
Jednak nie szanują oni religii jako takiej, ale siebie za to, że
wspierają rodzimą religię.
Energetycy w odróżnieniu od naftowców i gazowników nie dają
na Cerkiew ani kopiejki, bo Anatolij Czubajs, prezes Zjednoczonych
Systemów Energetycznych, jest absolutnym ateistą. Twórca rosyjskich
reform Jegor Gajdar określa się jako agnostyk. Jedynym rzeczywiście
praktykującym politykiem jest lider liberalnego Jabłoka Grigorij
Jawliński, ale on praktycznie nigdy nie mówi o swojej wierze.
Skrajności są w cenie
Bardzo za to widoczni są aktorzy i artyści estradowi podkreślający
swoją religijność. Znana z czasów radzieckich aktorka Jekatierina
Wasiliewa jest na przykład szefową pewnej rady parafialnej w Moskwie.
Często udziela wywiadów, w których potępia bezbożność. Wielu artystów
śpiewa o złotych kopułach i krzyżach.
Większość polityków i ludzi kultury jest jednak niewierząca.
I wcale nie jest to milcząca większość. Rosyjska prasa regularnie
zamieszcza informacje z życia patriarchatu moskiewskiego, ale czyni
tak wyłącznie dla zachowania dobrych stosunków z urzędnikami kontrolującymi
słowo drukowane. Jednocześnie gazety bardzo chętnie i bez żadnego
strachu zamieszczają ostre felietony antyklerykalne. Prasa chętnie
drukuje artykuły o tematyce religijnej, jeśli piszą je autorzy należący
do skrajnych nurtów - fundamentalistycznego lub ekumenicznego -
które odstają od oficjalnej linii patriarchatu. Teksty ludzi związanych
z hierarchią są wedle redaktorów mniej interesujące. W demokratycznych
"Moskowskich Nowostiach" rubrykę religijną prowadzi np. monarchista
i przeciwnik ekumenizmu Aleksander Sołdatow. Redakcja ceni sobie
wyrazistość i opozycyjność jego poglądów niezależnie od tego, przeciwko
komu są skierowane.
Ołtarz i tron
Cerkiew nie utrzymuje się sama. Zarówno biskupi z prowincji,
jak i sam patriarcha dostają większość pieniędzy nie od wiernych
(ci są zbyt biedni albo nieskorzy do składania ofiar), ale od rozmaitych
struktur państwowych lub przedsiębiorstw należących w jakimś stopniu
do państwa. Skandaliczne historie o tym, że biskupi handlują papierosami,
wódką albo wodą mineralną, to drobiazg. W rzeczywistości większość
wpływów Kościoła prawosławnego, kilka milionów dolarów rocznie,
pochodzi z darowizn od firm handlujących ropą. Dlatego hierarchowie
nie mogą sobie pozwolić na zbytnią opozycyjność wobec władzy, nawet
gdyby chcieli. W odróżnieniu od greckiej Cerkwi prawosławnej Cerkiew
rosyjska nie protestuje przeciwko nadaniu obywatelom numerów statystycznych,
choć kilka lat temu podnosiły się głosy, że to wymysł szatana. Mimo
głoszonego przez wielu biskupów antyekumenizmu Cerkiew rosyjska
bierze udział w pracy Światowej Rady Kościołów, bo zależy na tym
władzom. Uległość wobec władzy prowadziła nawet do sytuacji komicznych,
gdy jednego dnia patriarcha publicznie popierał karę śmierci, sądząc,
że taka jest wola Kremla, by następnego dnia całkowicie zmienić
stanowisko. Od tego czasu na wszelki wypadek Aleksy II nie wypowiada
się jasno w sprawie pochówku Lenina, by nie wyjść przed szereg.
Na opozycyjność patriarchat moskiewski pozwala sobie wyłącznie
w drobnych, czysto symbolicznych sprawach. Cerkiew nie chce np.
uznać autentyczności szczątków rodziny carskiej zamordowanej w Jekatierinburgu,
którym prezydent Jelcyn urządził kilka lat temu uroczysty pogrzeb
w Petersburgu.
Religijność Putina
O polityce rosyjskiej decyduje dziś solidarność rządzącej
nomenklatury. Religijność poszczególnych polityków, w tym nawet
prezydenta, ma bardzo mały wpływ na całą kastę. Zarówno Jelcyn,
jak i Putin pomagają patriarchatowi finansowo, ale żaden z nich
nie wpuści religii do szkoły, czego Cerkiew bezskutecznie się domaga
od kilku lat. Nomenklatura po prostu nie chce, żeby "popi mieszali
w głowach" jej dzieciom. Duchowieństwo może swobodnie działać tylko
w więzieniach, w szpitalach i w wojsku.
Putin demonstruje większą religijność niż Jelcyn, ale jeszcze
ani razu nie dał do zrozumienia, że jakąkolwiek decyzję podjął po
konsultacjach z duchownymi. Prezydent utrzymuje wokół siebie dwa
kręgi intelektualne. Jeden z nich jest antyzachodni i procerkiewny,
a na jego czele stoi petersburski bankier Siergiej Pugaczow, który
finansuje fundamentalistyczny program telewizyjny "Russkij Dom"
i wspiera jeszcze bardziej wsteczną stronę internetową przeora Tichona
Szewkunowa. Drugiej grupie przewodzi Gleb Pawłowski, który jest
też antyzachodni, ale zdecydowanie sceptyczny wobec prawosławia.
Na razie żadna z tych grup nie zdobyła przewagi i Putin całkowicie
samodzielnie decyduje o stosunkach z patriarchą. Większość najbliższych
doradców prezydenta stanowią jednak ludzie niewierzący albo wręcz
zażarci wrogowie Cerkwi.
Pod względem mentalności Putin jest podobny do poprzednich
pokoleń nomenklatury komunistycznej - może myśleć jedno, mówić drugie,
a robić jeszcze zupełnie coś innego. Rzeczywiście - obecny prezydent
żegna się znakiem krzyża częściej i sprawniej, niż robił to Jelcyn,
ale utrzymuje hierarchów na tak samo krótkiej smyczy jak jego poprzednik.
Dlatego przyjazd Papieża do Rosji w 2002 r. jest całkiem możliwy.
Patriarcha Aleksy II będzie, rzecz jasna, protestował, ale uciszy
się, gdy dostanie kolejną porcję naftodolarów. O tym, co będzie,
gdy naftodolary się skończą, władze cerkiewne, podobnie zresztą
jak i świeckie, wolą nie myśleć.
Trzeba jednak oddać sprawiedliwość Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej,
że są w niej także ludzie gotowi budować Kościół nie na ropie, władzy
czy fundamentalizmie, ale na Chrystusie. Fundamentaliści, do których
należy większość episkopatu, stanowią zauważalną, ale jednak mniejszość.
Większość świeckich i szeregowi duchowni wolą się trzymać z dala
od polityki. Nie są antysemitami ani zaciekłymi wrogami Zachodu,
nie popierają monarchizmu, jak czyni to większość hierarchów. Mimo
niechętnego stosunku biskupów powoli rośnie liczba księży i prawosławnych
intelektualistów nawiązujących do tradycji ekumenicznej ojca Aleksandra
Mienia, zamordowanego przez nieznanych sprawców w 1990 r. Dlatego
wcale się nie zdziwię, jeśli za dwa pokolenia rosyjskie prawosławie
dojrzeje do własnego Soboru Watykańskiego II, który odnowi nasz
Kościół.
Przekład Marcin Wojciechowski
"Monachijski" Papież
http://www.dziennik.pl, maj 2006
Jak można
scharakteryzować stosunki Stolicy Apostolskiej z patriarchatem moskiewskim
na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat?
W Rosji najwięcej emocji
wywołuje "monachijski" komponent polityki Watykanu. Chodzi tu o
udobruchanie patriarchatu, przyzwolenie na jego ekspansję w Europie
Zachodniej, płacenie swego rodzaju daniny za możliwość pokojowego
współżycia z nim. Oszacowano, że w latach 90. rozmaite fundacje katolickie
przekazały patriarchatowi setki milionów - może nawet powyżej miliarda -
dolarów. Wielu europejskich sponsorów patriarchatu zaprzestało udzielania
mu pomocy jeszcze w połowie poprzedniej dekady, gdyż przekonało się, że
pieniądze są wydatkowane niezgodnie z ich przeznaczeniem. Watykan
natomiast pomoc kontynuował. Polityka ta przypomina działania niektórych
misjonarzy zagranicznych w Rosji, którzy przez swoich adwokatów szczodrze
sponsorują urzędników państwowych, a nieraz i tenże patriarchat, byleby
tylko mieć możliwość korzystania z konstytucyjnego prawa do wolności
sumienia. W Rosji, jak wiadomo, żeby zaistnieć, trzeba płacić łapówki.
Czy to oznacza, że Watykan nie przyjmuje do wiadomości
przypadków ograniczania czy łamania wolności sumienia w postsowieckiej
Rosji?
Można tak to ująć. A przecież prześladowania na tle
religijnym były i są dla wszystkich obiektywnych obserwatorów czymś
oczywistym. Tymczasem w lutym 2006 roku nuncjusz papieski w Rosji wyraził
zdecydowane votum separatum wobec raportu amerykańskiego Departamentu
Stanu na temat wolności religijnej, a konkretnie części dotyczącej Rosji.
To oczywiście osłabia pozycję społeczności zachodniej i wzmacnia pozycję
Moskwy.
Czy istnieją jakieś głębsze przyczyny takiego stanu
rzeczy?
Polityka Watykanu wobec patriarchatu moskiewskiego jest
jedynie niewielką częścią całości. Chodzi tu o zapoczątkowany przez Pawła
VI kurs na likwidację nowego - które się pojawiło w Kościele na początku
lat 60.
Następuje wycofywanie się ze zmian, jakie nadeszły wraz z
pontyfikatem Jana XXIII. Realizacja tego kursu przebiega w poszczególnych
krajach różnie: w USA mało zdecydowanie, w Rosji i krajach Trzeciego
Świata - bardzo zdecydowanie. Na gruncie takiej polityki prawosławni
traktowani są jak nieposłuszni i barbarzyńscy schizmatycy. Jeszcze za
pontyfikatu Jana Pawła II kardynał Ratzinger zdezawuował pojęcie
"siostrzanego Kościoła", ogłaszając, że podmiotem w relacjach z
prawosławiem ze strony katolickiej jest nie Kościół powszechny, lecz
oddzielne diecezje. W takim kontekście wszelkie, najbardziej przyjazne
relacje Watykanu z Moskwą przeradzają się w bardzo przyjazne negocjacje
europejskiego misjonarza z kacykiem barbarzyńskiego plemienia. Prawdziwym
celem tych negocjacji staje się głoszenie prawdy poddanym bezrozumnego,
lecz wciąż zbyt silnego wodza.
Jednak dialog ekumeniczny i
międzyreligijny trwa. Niektóre katolickie środowiska tradycjonalistyczne
od lat zarzucają Watykanowi nadmierną otwartość na inne religie i inne
wyznania chrześcijańskie.
To jest zawsze dialog nie między
religiami, lecz między przedstawicielami religijnej nomenklatury. Rezultat
jest taki sam jak w pierestrojce: korony drzew szumią, a na dole cisza.
To chyba jednak spora przesada - sprowadzać dialog ekumeniczny
do rozgrywek wśród hierarchów?
Do rangi symbolu urasta tutaj
stosunek Watykanu do tych prawosławnych, którzy w ślad za rosyjskim
myślicielem religijnym XIX stulecia Władimirem Sołowjowem uważają, że
jedność z Rzymem - przy zachowaniu własnej tysiącletniej tradycji - jest
dla prawosławnej tożsamości niezbędna. Watykan zlikwidował "projekt
Sołowjowa", zamieniając go na doraźny projekt "rosyjskiego
grekokatolicyzmu".
Czym się oba te projekty różnią?
Sołowjow zakładał - zgodnie zresztą z nauczaniem Cerkwi prawosławnej i w duchu Soboru Watykańskiego II - że jedność Kościoła osiąga się nie poprzez negocjacje wyższych urzędników kościelnych, lecz poprzez ruchy oddolne. To nie jest odgórnie zaprowadzana jedność "tradycji narodowych", ale porozumienie łączące konkretnych ludzi. Tymczasem na terenie Rosji Watykan dopuszcza jedynie takie wersje grekokatolicyzmu, które wykluczają wszelkie formy samodzielności laikatu oraz duchowieństwa parafialnego. Zakazane są natomiast różnorakie formy wspólnotowej aktywności wiernych, cieszące się - na razie - przyzwoleniem Watykanu na Zachodzie.
W Rosji występują inne uwarunkowania niż w krajach zachodnich. Są sytuacje wymagające samoograniczeń. Nie można podejmować eksperymentów duszpasterskich wśród ludzi, którzy z przyczyn historycznych czy kulturowych nie są do nich przygotowani. I Stolica Apostolska zdaje się to uwzględniać.
Moim zdaniem istotnym czynnikiem jest to, że Benedykt XVI rewiduje osiągnięcia Soboru Watykańskiego II. Dotyczy to chociażby pojmowania wolności jednostki. I tak 8 maja tego roku na forum UNESCO miało miejsce wystąpienie przedstawiciela Watykanu, Francesca Frollo. W sporze o "duńskie karykatury" stanął on po stronie fundamentalistycznego islamu i obwieścił, że swoboda wypowiedzi powinna być przez ustawodawstwo ograniczona ze względu na dobro ogólnospołeczne, bo w przeciwnym razie będzie się ona sprowadzać jedynie do "wyrażania partykularnych interesów".
Przed jakimi wyzwaniami współczesności stają więc dzisiaj chrześcijanie?
Pragnę podkreślić jedno: współczesność nie jest grzechem, nie jest niczym przeciwnym Bogu. Wyzwala ona wręcz człowieka z "roju", z patriarchalnych struktur, z bezosobowego kolektywu - religijnego, kulturowego, społecznego, narodowego. Owszem, chrześcijanie stają dzisiaj przed wieloma wyzwaniami, zwłaszcza w sferze relacji z drugim człowiekiem. Jest to szczególnie wyzwanie dla tych, którzy postrzegali do tej pory świat w kategoriach manichejskich, dzieląc ludzi na świętych i grzeszników, "wiernych" i "niewiernych".
To jest jednak myślenie utopijne. Kościół jako depozytariusz wiary nie może zrezygnować ze swojego instytucjonalnego charakteru. Podobnie trudno od Kościoła oczekiwać tego, by absolutyzował wolność człowieka.
Utopistami są ci, którzy pragną cofnąć świat do średniowiecza. Ale tego się już nie da zrobić. Co do Kościoła jako instytucji trzeba podkreślić jedno: to nie człowiek jest dla struktur, ale struktury dla człowieka. Żadna z ziemskich instytucji nie pozostaje nieomylna. Dlatego zbawienie jest możliwe pomimo "struktur kościelnych". W przeciwnym razie ofiary inkwizycji znalazłyby się w piekle, a inkwizytorzy-oprawcy w niebie. W tej sytuacji - jak pisał o tym Dostojewski w "Legendzie o Wielkim Inkwizytorze" - sam Chrystus trafiłby w niewolę Torquemady.
Powszechność Kościoła nie polega na tym, że człowiek ma mieć możliwość znalezienia świątyni chrześcijańskiej w każdym zakątku świata. Tak naprawdę chodzi tylko o to, by w każdej duszy mógł uobecniać się Chrystus.
Antychrześcijaństwo
Pretensje Rosjan do Polski są rozliczne, ale łączy je jeden wspólny mianownik - Polska
to kraj antychrześcijaństwa. Złe jest już to, że Polska leży na Zachodzie, a więc w
mroku. Można oczywiście być światłem w mroku, ale Polska to mrok zwyciężający i napierający.
Język potoczny wyraża te pretensje wobec Polski oskarżeniami o "honor", "wygórowane
ambicje", "pyszałkowatość", stopniowo obniżając intonację (u Puszkina znajdujemy najrozmaitsze
oskarżenia o "hardość", "pyszałkowatość", "chełpliwość"). Lecz przecież ów rząd synonimów
to odmiany jednej głównej cechy duszy polskiej - pychy. A to już nie świecka wada,
ale religijna, przy tym najcięższa, podstawa wszystkich innych wad.
Polska pycha to określenie tego, co najważniejsze dla Polski - pragnienie wytępienia
pokory, zniszczenia Rosji. Bowiem dla tych Rosjan, którzy potulnie boleją nad polską
pychą Rosja jest pokorą, która z natury Rosjanina stała się cechą narodu i państwa.
Mieszkańcy Rosji. również, po cóż grzech taić, mogą być pyszni. Jednak dzieje się
tak nie wśród Rosjan, a wśród mieszkańców Rosji. Rozróżnienie między tym, co rosyjskie,
a tym, co państwowe, pozwala rosyjskim nacjonalistom błyskawicznie uciekać w "ruskość"
przed oskarżeniami o "państwowość".
Być może rosyjskie imperium dopuściło się tego, co nie w pełni święte. Jednak Ruś
pozostaje święta, czyli pokorna. Oczywiście, z punktu widzenia psychiatrii mamy tu
do czynienia z rozdwojeniem narodowej osobowości. Cóż, Rosjanin z pokorą przyznaje
się do swojego rozdwojenia, i choćby z tego powodu jest chrześcijaninem bardziej niż
ludzie Zachodu. W swojej pysze człowiek zachodni nazywa "zagadkowość ruskiej duszy"
schizofrenią rosyjskiego nacjonalizmu.
Polska zmonopolizowała katolicyzm. Polskie antychrześcijaństwo to katolicyzm i dla
Rosjanina katolicyzm jest odpowiednikiem antychrześcijaństwa. Polska miała dla Rosjan
oblicze katolickie od chwili powstania Rosji, to znaczy od XVI wieku. Rosjanin jest
przekonany, że Rosja powstała znacznie wcześniej. Wszak o niej prorokował apostoł Andrzej!
To jednak znów kwestia rosyjskiej "zagadkowości" - rosyjski imperializm ujarzmił nie
tylko kilometry, ale i stulecia. Jednak w rzeczywistości Rosja zaczęła powstawać dopiero
na gruzach Złotej Ordy, w miarę jej słabnięcia, najwcześniej w XIV wieku. Wszelkie
rosyjskie tradycje, ważne z przyczyn emocjonalnych, pochodzą najdalej z tego właśnie
stulecia. Czesław Miłosz wywodził polsko-rosyjską wrogość właśnie z XVI wieku[1].
Współczesny Rosjanin - "Nowy Ruski" albo obsługa "Nowych Ruskich" - może się przekonać,
że Polska to daleko jeszcze nie cały Zachód. Również ubogi Rosjanin, dzięki hojności
katolików z Francji, Włoch, czy USA może czasem, lecąc samolotem, trafić do "prawdziwych",
"europejskich" katolików omijając Brześć i Polskę. Tym niemniej, właśnie polski katolicyzm
jest dla Rosjan normatywny, "prawdziwy", niezależnie od tego, czy mu się ten katolicyzm
podoba, czy nie.
Dzieje się tak po pierwsze dlatego, że wśród katolickiego duchowieństwa Rosji najwięcej
jest Polaków. W styczniu 1998 r. abp Tadeusz Kondrusiewicz obliczył, że jest ich 45%
i stwierdził: "Jeśli będą komplikacje z wjazdem polskich duchownych do Rosji, nieuchronnie
pociągnie to za sobą trudności w sprawowaniu posługi duszpasterskiej wśród katolików"[2].
W innej tonacji pisze na ten temat publicysta związany z Patriarchatem Moskiewskim
- Andriej Kurajew: "Watykan robi wszystko, aby się zdyskredytować w oczach Rosjan.
Bo jak inaczej rozumieć to, że Kościół rzymski reprezentują w Rosji niemal wyłącznie
polscy księża i zakonnice?"[3].
Po drugie, mamy tu do czynienia z tą samą logiką, która skłania zachodniego chrześcijanina
do tego, by uważał za "prawdziwego prawosławnego" nie jakiegoś tam moskiewskiego liberała,
lecz bigota bezustannie czczącego ikony, przeżuwającego prosfory, czytającego akatysty,
przebierającego czotki[4] i biegającego po monasterach. Jeśli kogoś interesuje nie
chrześcijaństwo jako takie, ale jego regionalna odmiana, to oczywiście będzie uważał
cechy regionalne za najistotniejsze. W przypadku chrześcijaństwa będą to właśnie jego
cechy zewnętrzne, ponieważ żadnych wewnętrznych różnic między prawosławiem a katolicyzmem
nie ma. Dlatego też, prawosławny (albo katolik), który stał się chrześcijaninem na
tyle, że nie nadaje wielkiego znaczenia akatystom (czy też litaniom), nie postrzega
ich jako zagrożenia, lecz w pierwszym rzędzie za groźną uważa potrzebę odróżnienia
się od "obcej" kultury. Z tego powodu w sferze świeckiej ludzie na Zachodzie interesują
się najbardziej "śmierdzącymi" obrazami ruskiej literatury, polityki i ekonomii, studiują
je, wsłuchują się w nie po to, aby wiedzieć, jakie kryteria przyjąć wobec zagrożenia.
Katolik włoski, hiszpański, czy francuski dla prawosławnego nacjonalisty jest zwyrodnialcem,
skalanym, "nieprawdziwym". Możliwe, że gdzieś, w odległej aragońskiej, czy normańskiej
krainie jest jeszcze prawdziwa, katolicka pobożność, ale w skali całego kraju można
się z nią spotkać jedynie w Polsce. W świecie współczesnym to właśnie polski katolicyzm
wypacza mistyczne doświadczenie i przeradza je w doświadczenie erotycznego pożądania
- tak Stanisław Kuniajew unowocześnia antykatolickie "wycieczki" Aleksieja Łosiewa
w rozprawce Szlachta i my[5].
Rosjanin najprędzej zgani oczekiwane przemiany w polskim katolicyzmie, jego ustępstwa
wobec "ducha czasów": "W polskim Kościele katolickim zanika podejrzliwość wobec kapitału,
środków masowego przekazu, reklamy. Nie odżegnuje się on od związków z biznesem...
Najbardziej obrotni działacze dawno już zarabiają na wizerunku swego watykańskiego
rodaka"[6].
Wzrost politycznych wpływów hierarchii kościelnej, klerykalizm, przywiązanie do archaicznych
form pobożności w Europie uważa się za znak polskiego zacofania i prowincjonalizmu.
Pogląd ten wynika z prostych przesłanek. Przecież w Irlandii, po ekonomicznym ożywieniu
w latach osiemdziesiątych80., gwałtownie spadła liczba chodzących do kościoła. To,
co dla ludzi jest prowincjonalizmem i zacofaniem, to - parafrazując apostoła Pawła
- dla boga rosyjskiego nacjonalizmu jest stołecznym szykiem i bliskością Królestwa
Niebieskiego.
Polski katolicyzm jest "prawdziwy", nie podąża za ekumenicznym i modernistycznym katolicyzmem
Europy Zachodniej. Nie oznacza to, że włoski czy francuski katolicyzm jest "lepszy".
Jest mniej niebezpieczny, podobnie jak żołnierz-dezerter nie jest tak niebezpieczny
jak ten, który zamknął się w bunkrze z zamiarem, by bronić się do końca. Taki irracjonalny
stosunek do polskiego katolicyzmu wyraźnie podkreśla Włodzimierz Płatonow z Petersburga:
"Wśród kierowników watykańskiej misji w Moskwie byli przedstawiciele różnych narodowości
- Włosi, Amerykanie, Niemcy - jednak przyjęto zasadę, że stanowisko pierwszych sekretarzy
nuncjatury zajmują Polacy, odgrywający rolę komisarzy i zastępców do spraw politycznych".
Polacy "zwartym murem" otaczają Papieża w Watykanie i popychają go "do konfrontacji
z Moskiewskim Patriarchatem". "Sekretariat państwa watykańskiego jest w znacznym stopniu
zapełniony kadrowymi dyplomatami - Polakami, którzy z w pełni zrozumiałych powodów
zaciekle walczą o wpływy w Rzymskiej Kurii i konkurują w niej z Włochami"[7]. Poziom
irracjonalizmu widać nie tylko w tym, że Płatonow jest pewien, iż abp Kondrusiewicz
to Polak (choć to przecież Białorusin), ale przede wszystkim w tym, że założył, iż
Polacy jakoby zamyślili uczynić z Kondrusiewicza następcę Wojtyły.
Uznanie Rosjan za najbardziej autentycznych prawosławnych, a Polaków za najbardziej
autentycznych katolików, to nowy rys nacjonalizmu rosyjskiego, płód sowieckich mechanizmów
psychologicznych. Nacjonaliści minionych pokoleń, ludzie nie-sowieccy, również podchodzili
do tej kwestii w sposób daleki od trzeźwego, lecz przynajmniej rozumieli, że i Polska,
i Rosja są nowicjuszami w chrześcijańskiej rodzinie i nie "wpływają" na innych, ale
znajdują się pod wpływem. Prawosławny metropolita warszawski Bazyli Doroszkiewicz tuż
przed swoją śmiercią w listopadzie 1997 r.oku, mówił: "Chociaż narody nasze są słowiańskie,
część z nich znajduje się pod wpływem wschodniej kultury chrześcijańskiej - greckiej,
bizantyńskiej - a część pod wpływem rzymskiej, łacińskiej"[8]. Niechęć do Polaków,
uznawanych za najbardziej typowych przedstawicieli katolicyzmu, którzy duchowo stoją
już na czele Kościoła rzymskiego, ale intrygami próbują zawładnąć także jego organizacją,
to niechęć do własnego odbicia. Cerkiew rosyjska, zdaniem nacjonalistów, reprezentuje
pod względem duchowym najbardziej prawdziwe prawosławie, bardziej prawosławne niż prawosławie
greckie, bułgarskie, itp. Dlatego właśnie ona winna stać na czele organizacji światowego
prawosławia (a zatem i chrześcijaństwa w ogóle, bo prawosławie i chrześcijaństwo to
jedno). Wszystkie środki - prowadzące do tego, by to przewodnictwo organizacyjne stało
się jawne i aby zostały obalone fałszywe, antyprawosławne roszczenia patriarchy konstantynopolitańskiego
- są dobre. Nacjonaliści nie mają zamiaru dzielić świata z Polską, tak jak chrześcijanie
nie mają zamiaru dzielić świata z antychrystem. Polska jako centrum katolicyzmu jest
też centrum antychrześcijaństwa, a przywiązanie Polski do katolicyzmu, analogiczne
do przywiązania Rosji do prawosławia, jest koszmarną parodią podobieństwa Szatana i
Boga.
Polski katolicyzm jest nacjonalistyczny. Prawosławny nacjonalista Wiktor Aksiuczic,
który na krótko zyskał pewien rozgłos na początku lat dziewięćdziesiątych90. (potem
jego miejsce zajęli nacjonaliści mniej elokwentni, lecz bardziej aktywni), pisał: "W
postkomunistycznej Polsce znów odradza się mesjańska idea w formie antykomunistycznego,
polskiego katolicyzmu. Lecz chociaż autorytet katolicyzmu w Polsce jest bardzo silny,
ma on raczej przyziemny i narodowo-kulturowy charakter, z którego Polak czerpie swą
świadomość. Polskie chrześcijaństwo jest mniej ukierunkowane na to, co ogólnoludzkie,
a bardziej na wyodrębnienie się z człowieczeństwa, co jeszcze raz pokazuje, że polski
mesjanizm jawi się jako niezwykle silna świadomość narodowa, przyozdobiona jedynie
barwami mesjanizmu. Polski mesjanizm nie ma związku z wiarą w Mesjasza - Zbawiciela.
Kieruje się partykularnymi nastrojami... Polska religijność w czasie komunistycznego
reżimu była dla większości formą opozycji wobec rządzącej ideologii, a silne nastroje
antyrosyjskie zastąpiły antysowieckość i antykomunizm"[9].
Aksiuczic w jednym szeregu postawił mesjanizm polski i "antychrześcijański mesjanizm
Izraela". Polacy okazują się być pośród Europejczyków swego rodzaju Żydami. Oczywiście
ten nacjonalistyczny publicysta przypisuje Polakom swój własny grzech. Dla niego chrześcijaństwo
nie jest wiarą w Zmartwychwstanie Syna Bożego, lecz w Naród Rosyjski. "Chrzest Rusi
- to swego rodzaju Objawienie Boże"[10].
Polacy (katolicy) nie uznają Rosjan (prawosławnych) za chrześcijan.
Szeroki krąg prawosławnych aktywistów w Rosji doskonale wie, że od czasu II Soboru
Watykańskiego Kościół katolicki nie uważa prawosławnych za "schizmatyków", ale za braci
w wierze. Tym niemniej nacjonaliści nie chcą w to uwierzyć i starannie wyłuskują świadectwa,
które temu przeczą. "Z braćmi tak się nie postępuje, a zatem oszukujecie" - oto stały
refren antykatolickich kazań liderów Moskiewskiego Patriarchatu. Metropolita Bazyli
Doroszkiewicz uskarżał się, że wbrew wcześniejszym umowom katoliccy duchowni nie wydają
metryk niezbędnych do zawarcia mieszanego małżeństwa, jeśli taki ślub ma mieć miejsce
w cerkwi prawosławnej. Mimo to prawosławni duchowni metryki na ślub w kościele katolickim
wydają: "To jest brak zaufania, ukryte przekonanie, że my, prawosławni, nie mamy błogosławieństwa,
że u nas nie ma zbawienia, nie ma łaski, a to dlatego, że nie jesteśmy w Kościele katolickim,
pod papieskim omoforionem". Szczególnie antypolski posmak miała antykatolicka kampania
2001 r., kiedy ogłoszono, że zamiana katolickich administratur apostolskich w Rosji
na diecezje ma na celu podzielenie kraju. Wówczas to odesłano z Rosji polskiego biskupa
Jerzego Mazura.
W tym przypadku osławiona "zagadkowość duszy rosyjskiej", a mówiąc wprost - niechęć,
pobudza polonofobów do podnoszenia głosu w obronie grekokatolików. Tak, twierdzą, grekokatolicyzm
jest kłamliwym polskim pomysłem, ale szczególna, jezuicka podłość Polaków polega na
tym, że nie uznają Rosjan (tu także Ukraińcy uważani są za Rosjan) za chrześcijan nawet
wtedy, gdy ci są grekokatolikami i uznają prymat Papieża.
Polak uznaje Rosjanina za chrześcijanina tylko wówczas, gdy ten całkowicie się spolonizuje,
zgoli brodę, odżegna się od prosfor i będzie chodził na mszę. Stąd wszystkie prześladowania
grekokatolików przez Polaków uznawane są za prześladowania prawosławnych. Doroszkiewicz
z goryczą zauważał, że katolicy poniżają unitów, pozbawiając ich w Polsce statusu cerkwi:
"Unitów w Polsce jest 300 tysięcy i nie mają oni odrębnej osobowości prawnej. II Sobór
Watykański dokonał kasacji Kościoła unickiego. Nie ma unickiego Kościoła jako takiego,
a jedynie "[11].
Szczególne miejsce na liście polskich przywar zajmuje pogarda dla małżeństwa duchownych.
Prawda, w Rosji końca XIX w. a także w latach 90. XX wieku narastała tendencja do zwiększania
się liczby bezżennego duchowieństwa i do "monachizacji" Cerkwi. Ale co wolno Rosjanom,
to jest przestępstwem u Polaków. Dlaczego Polacy nie pozwalają żenić się także duchownym
grekokatolickim? "Zarządzeniem watykańskim czterem żonatym klerykom ukraińskiego Kościoła
grekokatolickiego zakazano odprawiania nabożeństw na terytorium Polski i nakazano im
opuścić terytorium kraju - z triumfem ogłaszała gazeta "Radoneż" w 1998 r. - Do tej
pory żonaci duchowni bez przeszkód służyli swojej trzodzie nie tylko w Polsce, ale
też w USA i w Kanadzie. Jak widać, strategia Watykanu w stosunku do grekokatolików,
na których patrzy się jako na katolików gorszego gatunku, nie zmieniła się - Kościół
unicki z czasem powinien zostać zlatynizowany i zlać się w jedno z rzymskim katolicyzmem"[12].
Oczywiście prześladowań grekokatolików przez Rosjan nie uważa się za prześladowania.
Są one aktem wybawienia grekokatolików od Polaków, od stalinizmu, od moralnej degradacji.
Jak stwierdził prawosławny biskup lubelski Paweł, "dawni unici powrócili na łono Kościoła
swoich przodków". Po prostu odrodziło się prawosławie[13]. Po prostu odrodziło się
prawosławie.
Gdy mowa o agresywności polskiej, podkreśla się, że unici i "zwykli" prawosławni to
bracia w nieszczęściu. Powołując się na studium Mikołaja Siwickiego Dzieje konfliktów
polsko-ukraińskich (Warszawa 1992), anonimowy autor gazety "Radoneż" podkreślał: w
1938 r. "ze strony nieprawosławnych w Polsce wystąpił tylko sowiecki ambasador... i
grekokatolicki metropolita Andrzej (Szeptycki), który w swym liście pasterskim wzywał
parafian i duchowieństwo do modlitwy za prześladowanych prawosławnych Wołynia, Chełmszczyzny,
Podlasia i Polesia. Katolicki kler i papieski nuncjusz w Warszawie to przemilczeli"[14].
Ostatnie zdanie gazeta "Radoneż" podkreśliła, używając pogrubionej czcionki.
Jest przy tym oczywiste, że dla rosyjskiego nacjonalisty polski katolicyzm, nie mówiąc
już o katolicyzmie "modernistycznym", w ogóle nie jest chrześcijaństwem. Papuga wyuczona
na pamięć słów liturgii nie odprawia jej przecież. Tak jest i z katolikami. Dopóki
pozostają katolikami, nie mogą być chrześcijanami, chociaż wydają i studiują pisma
świętych ojców, przebierają paciorki różańca, malują ikony (choć lepiej byłoby, gdyby
kupowali je w Rosji, dając pieniądze Moskiewskiemu Patriarchatowi na studiowanie i
publikację pism świętych ojców).
Polski katolicyzm dąży do tego, by zawładnąć Rosją. W najprostszej, ale i mającej
największy wpływ formie koncepcja ta została sformułowana w powieści Ilfa i Pietrowa
Złoty cielec (??????? ???????), która do tej pory jest w Rosji swego rodzaju podręcznikiem.
Napisano ją w końcu lat dwudziestych20. XX wieku, kiedy rządowa propaganda dodała do
całkowicie parcianego wojującego ateizmu silną nutę antykatolicką, a także antypolską.
Kampania ta zanikła, pozostawiając jednak ślad w postaci długo jeszcze funkcjonującego
obrazu satyrycznego, w którym dwaj księża "pod słodkie dźwięki mandoliny" kpią sobie
z niewinnego przestępcy Adama Koźlewicza[15]. Imię to jest zarówno polskie, co i archetypowe
- odsyła do praojca Adama. Polska to Adam, którego Szatan nakłonił do grzechu, zmuszając
do oddania pokłonu sobie w osobie papieża. W zamian Szatan (Papież) oddał Polsce cały
świat.
"Cały świat" to oczywiście Rosja (w XVII w. pisarze posługiwali się ładnym terminem
"podsłoneczny" - "to, co pod słońcem", analogiczny do "podniebiańskiego" - "to, co
pod niebem"). Poza Rosją nic nie istnieje, jest jedynie swego rodzaju zjawą. Tylko
wtedy, gdy jakiś kraj lub naród uznaje panowanie Rosji, przechodzi ze śmierci do życia,
z szeolu na ziemię. W ten sposób myśli rosyjski nacjonalista o otaczającym go świecie,
zaś otaczający go świat analogicznie myśli o Rosji. Bo czyż można myśleć inaczej o
tych, którzy są w mroku, niż w kategoriach wyzwolenia? Jeśli Rosjanin dąży do tego,
by wyzwolić Polaka, pozostającego w mroku Zachodu, to i Polak nie może nie zmierzać
do tego, by wyzwolić Rosjanina. Z tym, że rosyjski podbój, zdaniem Rosjan, prowadzi
ku światłu i jest wyzwoleniem, polski zaś prowadzi w mrok i jest zniewoleniem.
Tu myślenie nacjonalistyczne polskie i rosyjskie pokrywa się, choć każdy nacjonalizm
lubi sam siebie uznawać za bardziej oryginalny i różny od innych, wrogich mu. Jednak
okazuje się, że wcale nie trzeba być Rosjaninem, by oskarżać polski katolicyzm o próbę
podbicia Rosji: "Licznie obecni w Rosji, na Białorusi i Ukrainie księża katoliccy pochodzący
z Polski, w tym biskupi, to naturalny zapewne efekt szczupłości kadr na Wschodzie i
obfitości powołań misyjnych w polskim Kościele. Ale czy rzeczywiście do opieki duszpasterskiej
tuż pod bokiem prawosławia niezbędnych jest tylu Polaków? Utrwala to przecież funkcjonującą
powszechnie zbitkę pojęciową o "<<polskim katolicyzmie>>", prowadzącym
ekspansję na tereny prawosławia od czasów osadzenia Dymitra Samozwańca na Kremlu przez
"<<polskich panów i zdradzieckich jezuitów>>.". Tak mógłby powiedzieć (i
tak mówią) oficjalni i nieoficjalni zwolennicy Moskiewskiego Patriarchatu, ale słowa
te napisał Polak, Bartłomiej Sienkiewicz[16].
Autor przejawia swoją polskość jedynie wówczas, gdy pyta czy Watykan powinien dostarczać
"pretekstów" do prawosławnych ataków, bowiem Rosjanie wierzą, że to nie "preteksty",
a nikczemna ekspansja. Sam sposób myślenia, pewność, że ktoś ma prawo określać, ilu
misjonarzy winno przypadać na określoną liczbę "dusz", jest całkowicie "państwowy"
(rossijskij). Państwowy (rossijskij), a nie rosyjski, gdyż dla Rosjanina nie istnieje
"kraj prawosławny", a jedynie kraj zasiedlony między innymi przez prawosławnych. Zaś
człowiek "państwowy" (rossijanin) bez problemów przyklei stu pięćdziesięciu milionom
ludzi jedną wyznaniową lub polityczną etykietkę. Dla nacjonalisty historia XX wieku
to dzieje nikczemnego, niczym nieusprawiedliwionego dążenia Polaków do podboju "ziemi
ruskiej". Możliwe, że Rosja rozstrzelała kilkadziesiąt tysięcy Polaków wziętych do
niewoli, ale uczyniła to w samoobronie. A Polacy... Metropolita Bazyli Doroszkiewicz
wzdychał: "Okradali naszą Cerkiew wszyscy, kto chciał. Po upadku caratu, kiedy Polska
stała się państwem niepodległym, ziemię zabrało państwo. Uznano bowiem, że nie były
to ziemie Cerkwi, ale że znajdowały się we władaniu państwa. Dlatego, kiedy upadł carat,
polscy prawnicy orzekli, że można zabrać wszystkie ziemie cerkiewne. I bezkarnie je
zabrali..."[17].
W bardziej globalny sposób myślał prawosławny duchowny Mitrofan Znosko-Borowski: "Ofensywne
stanowisko Rzymu wobec prawosławia - pisał - trwało nieprzerwanie na przestrzeni dziejów
Rosji i Kościoła prawosławnego w Polsce, gdyż jego terytorium było uznane za .
Główną metodą misjonarstwa w Polsce był przymus. Wystarczy wskazać, że przez pierwsze
dziesięć lat istnienia niepodległej Polski - od 1919 do 1929 r. - katolicy odebrali
prawosławnym 45% prawosławnych świątyń"[18].
Porzuciwszy Polskę, Znosko, aby nie wpaść w ręce bolszewików, został karłowickim biskupem[19]
w USA, nienawidził bolszewickiego Patriarchatu Moskiewskiego. Mimo to Moskiewski Patriarchat
z ochotą posługuje się jego podręcznikiem "teologii porównawczej", a także rozwija
jego koncepcję. Teraz jakoby już nie tylko Polska, ale także Rosja miała zostać uznana
przez Rzym za "terytorium misyjne", które podlega zagarnięciu.
Informacyjna rewolucja XX w. dała nacjonalistom jeszcze jeden powód do oskarżeń o
agresję. Ich zdaniem, wrogowie zagarniają "przestrzeń informacyjną". O kim współczesne
środki masowego przekazu nie piszą, ten nie istnieje, tego zabili. Metropolita Bazyli,
odnotowując, że państwo polskie pomaga Polskiemu Kościołowi Prawosławnemu, opłacając
pracę jego duchowieństwa, wspomagając materialnie niedzielne szkoły, miał pretensje
o ograniczanie dostępu Cerkwi do środków masowego przekazu. Pretensje te miał jednak
nie do państwa, ale do polskiego katolicyzmu, który oskarżał o podstępność: "U nas
w Polsce prowadzi się podziemną i cichą walkę z prawosławiem. Stara się nas pomniejszyć,
jakbyśmy po prostu nie istnieli. Dokładnie zakrywają lufcik, żeby katolicy nie wiedzieli,
kim jesteśmy, aby nie usłyszeli o nas ani w telewizji, ani w radio. Jeśli cokolwiek
się pojawia, to jest to fragmentaryczne, małoznaczące"[20]. Należy zaznaczyć, że "kompleks
winy" wobec Polaków, spotykany jeszcze u rosyjskich "patriotów" w XIX w.[21], po rewolucji
1917 zanikł. Naturalna w swej istocie rzecz zanikła z nienaturalną szybkością. W tym
miejscu pojawia się przekonanie, że jeśli Rosjanie budują prawosławne świątynie w Polsce
czy we Włoszech - to jest świętość, a jeśli Polacy i Włosi kościoły w Rosji - to podłość.
Polski katolicyzm jest podstępny. Podstępność albo przebiegłość - to jedna z cech
diabła, Szatana. Przebiegłość jest silnie związana z chełpliwością. Szatan niczego
nie posiada, a przekonuje, że panuje nad wszystkim wyłącznie po to, by podporządkować
sobie człowieka. Szatan - to mistrz zamiany, imitacji.
Najważniejszą imitacją Polski jest oczywiście ona sama: Polska jest falsyfikatem Rosji,
samozwańczą próbą bycia wielkim i wolnym krajem. Andriej Kurajew ubliża Polsce: "Mógłbym
zrozumieć, gdyby rosyjskiego inteligenta oczarował katolik-Francuz albo Włoch. Kultura
tamtejsza jest zdumiewająco głęboka, o długiej tradycji myśli filozoficznej i teologicznej.
Kraje te wyzwalają u Rosjanina dawne i szczere sympatie. Ale Polska? Czy ona wniosła
cokolwiek do światowej myśli religijno filozoficznej?"[22]. Tylko Francuzami i Włochami
warto się zachwycać. Rzecz w tym, że Kurajew nie słyszał ani o Stanisławie Hozjuszu[23],
ani o Marcinie Kromerze[24], ani o bliższej naszym czasom polskiej szkole metafizycznej
z XIX w. Tworzy on bowiem w kontekście nacjonalizmu rosyjskiego. Dla niego to nie Francja,
ani nie Włochy, lecz Polska jest ośrodkiem katolicyzmu i "demaskując" Polskę uważa,
że demaskuje cały katolicyzm.
Zachodnie nazwiska przydają mu się w polemice z ateistami, gdy werbuje je do swojego
"autorskiego" prawosławia. Kiedy rozmawia z jedinowiercami[25], katolicyzm (nie wspominając
już o protestantyzmie) jest dla niego imitacją prawdziwego chrześcijaństwa. Podobnie
rzecz się ma z całym bogactwem rosyjskiej myśli religijnej, będącej dla niego jedynie
ogniwem pośrednim pomiędzy Ewangelią a własną twórczością. Włodzimierz Sołowjow przydaje
się w polemikach z ateistami, ale kiedy rzecz będzie dotyczyć "spraw ostatecznych"
zostanie odrzucony jako unita i wymądrzający się inteligent.
Ukłon w stronę francuskiego katolicyzmu robi się po to, by rzucić kamieniem w polski
katolicyzm. Ale jak tylko udowodnione zostanie, że katolicyzm w Polsce jest antychrystowy,
to i do francuskiego dopasuje się słowa Aleksieja Łosiewa: "A wszystkich tych histeryków,
którym objawia się Bogurodzica i karmi ich swoją piersią, wszystkie histeryczki, którym
podczas objawień Chrystusa po ciele przechodzi słodki dreszcz i kurczą się mięśnie,
to wariactwo erotomanii, pełnia biesowskiej pychy i satanizm, można jedynie ekskomunikować
razem z ich filioque, będącym podstawą każdego katolickiego dogmatu, wewnętrznej organizacji
i modlitewnej praktyki. W modlitwie bowiem daje się odczuć cały fałsz katolicyzmu"[26].
Otwarcie pisał o tym Włodzimierz Semenko ze Związku Prawosławnych Obywateli (????
???????????? ???????): "Całkowicie fałszywa jest teza naszych ekumenistów o prawosławnej
nietolerancyjności wobec '<<innej formy chrześcijaństwa>>' . Kiedy protestujemy
przeciwko ekspansji Watykanu na terytorium Rosji, jest to protest nie przeciwko innemu
chrześcijaństwu, ale przeciwko najazdowi zachodniej, łacińskiej herezji na terytorium
prawdziwej i zbawczej, duchowo prawej Cerkwi"[27].
Herezja, w ujęciu współczesnego fanatyka, to nie różnorodność chrześcijaństwa, lecz
antychrześcijaństwo. W kościelnych relacjach Polska jest fałszywa dlatego, że wspiera
"uniactwo" - największą katolicką imitację prawosławia. Jak stwierdził metropolita
Bazyli Doroszkiewicz: "Unici - to zdrajcy naszej wiary. Nie chcemy z nimi obcować,
ale też nie życzymy im zła. Katolicy pomyśleli więc tak: '<<Aha! Obejdziemy was
w jakiś sposób'>>. I odwrócili kota ogonem - z unitów zrobili katolików! To tylko
różnorodność obrzędu - mówią. A teraz, chcesz czy nie, całuj się z byłym unitą. Wykiwali
nas. I jak można wierzyć unitom?"[28].
Oczywiście przekonanie o fałszywości "uniactwa" i o perfidii katolików odzwierciedla
jedno - własną perfidię i fałsz. Jako ilustrację można przytoczyć monolog Kurajewa,
objaśniającego dlaczego Moskiewski Patriarchat dobrze uczynił, biorąc unitów pod swą
opiekę[29]: "Nad krajem zawisła groźba całkowitego zniszczenia rodzimej kultury religijnej.
Co miała robić Rosyjska Cerkiew Prawosławna? Ustąpić przed tym, kto w zrujnowanych
świątyniach zrobi obory, czy pospieszyć się i stanąć pomiędzy GPU i setkami tysięcy
ludzi, którym władza państwowa odbiera ich świątynie? Nasza Cerkiew wybrała tę drugą
drogę. Moskiewski Patriarchat stanął pomiędzy represyjnymi strukturami państwowymi
i życiem religijnym miejscowej ludności. Patriarchat jakby powiedział: '<<My
te świątynie weźmiemy dla siebie. Uznajemy je za nasze parafie i dlatego ich nie ruszajcie.
Tych starych duchownych, którzy byli przeciwko Moskwie, przeciwko Stalinowi, ich już
nie ma, oni uciekli. Teraz tam będą nasi duchowni. My już w czasie wojny dowiedliśmy
naszej lojalności wobec sowieckiej władzy. I taką samą lojalność gwarantujemy w tychże
parafiach na Zachodniej Ukrainie, jeśli one zostaną nam oddane>>'. Patriarchat
uznał te świątynie za swoje, a tym samym je ochronił i zachował tradycyjny dla unitów
prawosławny charakter nabożeństw i kościelne sakramenty"[30]. Łatwo wyobrazić sobie,
jak Kurajew broniłby grekokatolików, gdyby referował to w Watykanie - dokładnie tymi
samymi słowami, tyle, że w miejsce "Stalina" i "sowieckiej władzy" wstawiłby "carat"
i "rosyjski imperializm".
To jest hotentocka moralność - kiedy mi ukradną krowę, to prozelityzm, kiedy ja kradnę
krowę, to wybawienie krowy od śmierci. Oczywiście taka analogia jest już dostatecznie
fałszywa sama w sobie (wystarczy zwrócić uwagę na słowo "uciekli", powiedziane o dziesiątkach
tysięcy grekokatolickich duchownych i biskupach, którzy przecież nie uciekli pieszo,
a pojechali pociągami do stalinowskich łagrów). Oto fałsz sowieckiej religijności,
dla której najważniejsze jest usprawiedliwienie własnej współpracy z tajną policją
polityczną (Kurajew sam się do tego przyznał na piśmie, przedstawiając ją jako niewinną
komunikację i niemal obronę tych, na których kazano mu donosić). A jest to również
fałsz rosyjskiego, imerialnego prawosławia w ogóle - obwiniając innych o prozelityzm
i agresję, nie widzi nic złego we własnych planach utworzenia "prawosławnego zachodniego
obrzędu" (idea ta pojawiła się po raz pierwszy w latach trzydziestych XX w., wskrzeszono
ją w latach dziewięćdziesiątych90., jednak nie starczyło zapału, by ten plan zrealizować).
Obwiniając katolików o tworzenie struktur hierarchicznych, paralelnych wobec prawosławia,
rosyjskie prawosławie skromnie milczy o istnieniu prawosławnego biskupa Warszawy. O
sobie rosyjskie prawosławie myśli jak o baranku także wtedy, gdy mówi o swojej walce
z katolicyzmem. Wskazał na to implicite metropolita Bazyli, mówiąc: "Staramy się prowadzić
ją [tj. walkę z polskim katolicyzmem] cierpliwie i w duchu chrześcijańskim. Nieś swój
krzyż, cierp, przebaczaj, módl się, pracuj, czyń dobro"[31]. Lecz także - otrzymuj
pieniądze od rosyjskich władz i za te pieniądze buduj cerkwie we Włoszech, Australii,
Argentynie i na Majorce. Mów, że te świątynie nie są dla Włochów, czy Argentyńczyków,
ale dla rosyjskich emigrantów w Argentynie i we Włoszech. Kiedy zwykły parafianin zauważy,
że w rosyjskich świątyniach prawie nie ma Rosjan, a większość wiernych to ludność miejscowa,
należy rozłożyć ręce i powiedzieć: "Przecież jesteście za wolnością wyznania... Któż
jest temu winien, że ludziom bardziej podoba się prawdziwa wiara?!"
A jak ocenić prawosławnego biskupa w Polsce, przyjmującego pieniądze od państwa, gdy
mówi, że lepiej byłoby tego nie robić? "Lepiej byłoby gdybyśmy to my dawali państwu
coś ze swego ubóstwa, mówi, niżby nam państwo pomagało. Jeśli państwo będzie nam dawać,
to będziemy musieli się kłaniać, a państwo będzie nas okładać pałką po plecach, kiedy
powiemy coś nie tak, albo się sprzeciwimy. A my tylko głosimy Królestwo Boże!"[32]
Oczywiście to nie jest perfidia, bo perfidia jest właściwa kłamstwu, prawda zaś nie
jest perfidna tylko po prostu złożona. Szczere przekonanie rosyjskich nacjonalistów,
że są zwykłymi ofiarami spisku, jest porównywalne ze szczerym przekonaniem sąsiadów
Rosji, że Ruscy są perfidnymi i nieszczerymi agresorami. Kiedy prawosławny uważa polskiego
katolika za perfidnego, pysznego, zachłannego, niekulturalnego antychrześcijanina -
czy to nie oznacza, że on sam jest właśnie taki? Czy nie jest tak, że widzi on nie
Polskę, a lustro? Oczywiście, że tak. Na szczęście lustro nie odbija najważniejszego
ani w człowieku, ani w jego wierze. Nacjonalista zamknięty we wstędze Mobiusa z pseudoprawosławnym
fanatyzmem nie stanowi ani o istocie Rosjanina, ani o istocie prawosławia.
Przełożyła
Elżbieta Przybył
[1] "????? ??????", 2001, nr 7.
[2] "???? ?????????", 18 stycznia 1998.
[3] ????? ??????????, ???????, ?????? 1997.
[4] ????? - rodzaj różańca .....
[5] ?????? ? ??, http://www.voskres.ru/bratstvo/kunyaev1.htm
[6] ?. ?????, ???????? ??? ????, "????", 22 ???. 1999 ?.
[7] ?. ????????, ?????? ????? ????????, "??????????? ??????", 3 grudnia 2003.
[8] ????. ?????????? ???????, ?? ???????? ????? ????? ?? ???? ?????, "???????????
??????", 18 marca 1998.
[9] ?. ???????, ???????????? ??????, "????????-?????? ??????????? ?????????", 29 ???
2003 ?. -http://www.pravoslavie.ru/cgi-bin/jurnal.cgi?item=1r549r030529134629 (Internetowe
czasopismo Sretienskiego Monasteru - klasztor na Łubiance, kierowany przez faworyta
Putina, o. Tichona Szewkunowa).
[10] Ibidem.
[11] ????. ?????????? ???????, ?? ???????? ????? ????? ?? ???? ?????, "???????????
??????", 18 marca 1998.
[12] "???????", nr 74, czerwiec 1998
[13] "???????", nr 82, 30. października 1998.
[14] Wzmianka dotyczy wydarzeń związanych z przejmowaniem i niszczeniem cerkwi prawosławnych
na terenie Rzeczypospolitej w okresie międzywojennym - przyp. tłum.
[15] Bohater książki Złoty cielec
[16] ?????? ??????????? ??????????, "??????????? ??????", 5 ???. 2002 ?. Jest to rosyjska
wersja artykułu Katolicyzm, prawosławie, republika opublikowanego w "Gazecie Wyborczej"
z 21 maja 2002.
[17] ??????????? ??????", 18 marca 1998.
[18] ?. ??????-?????????, ???????????, ????-????????????, ????????????? ? ???????????.
????????????? ??????????. ?????? 1998, s. 80 (reprint podręcznika z 1972).
[19] Tzn. biskupem Rosyjskiej Cerkwi poza granicami Rosji (Russian Orthodox Chuch
Abroad) zwanej również Cerkwią synodalną albo karłowicką - przyp. tłum.
[20] "??????????? ??????", 18 marca 1998.
[21] Zob.: ?.?. ?????????, ????????????? ??????? ? ?????? ? ???????, http://nnmoiseev.narod.ru/st0015.htm
[22] ????? ??????????, ?????????, ?????? 1997.
[23] Stanisław Hozjusz (1504-1579) - biskup warmiński, kardynał, jeden z ojców Soboru
Trydenckiego - przyp. tłum.
[24] Marcin Kromer (1512-1589) - historyk, sekretarz króla Zygmunta Augusta, autor
dzieła De origine et gestis Polonorum - przyp. tłum.
[25]Jedinowiercy - grupa staroobrzędowców, która przyłączyła się do oficjalnej Cerkwi
w XVIII wieku.
[26]?.?. ?????, ?????? ????????? ?????????? ? ?????????. ?????, ?????? 1993, s. 885.
[27]?. ???????, ???????? ????? ? ??????? ?????, http://religion.russ.ru/discussions/20020605-semenko.html#27
[28] ?????????? ??????":, 18 marca 1998.
[29] Chodzi tu oczywiście o likwidację Cerkwi grekokatolickiej na Ukrainie - przyp.
tłum.
[30] ????? ??????????, ?????????, ?????? 1997.
[31] "??????????? ??????", 18 marca 1998.
[32] "??????????? ??????", 18 marca 1998.
|